Czesc, siedze w ten prawie ,ze juz listopadowy wieczór samotnie.. sluchajac muzyki na full i pijac piwko, mam 33 lata, od 8 lat zyje w samotnosci.. mam ochote z kims popisac, o czymkolwiek
Treść ogłoszenia Szukam Wariatki , bo wariatek się nie kocha, za wariatkami się szaleje!!!Czuły barbarzyńca , Mam już 47 na liczniku, ale nadal żyję na obrotach, mam duży dystans do siebie, olbrzymie poczucie humoru, artystyczna dusza. Opiekuńczy, lubiący gotować, generalnie bardziej dawać niż brać, mówią że mam dobre serce, nie wiem, nie jadłem, powtarzam co ludzie gadają. Fotograf, poeta, tfurca, przez duże TFU....... Muzyka od rocka, poezję śpiewaną , po rap i szanty, a i disco polo na na grillu zniosę. Inteligencja niestety po wyżej normy, co gorsza połączona z kręgosłupem moralnym. Zodiakalny Bliźniak, a w chińskim TYGRYS, ten chiński bardziej do mnie pasuje, kicia do miziania :). Nie umiem sprzątać, a jak czegoś nie umiem to nie lubię tego robić, więc preferuję artystyczny nieład. Nadal po mimo wieku uważam że coś temu światu się ode mnie należy, więc cechuje mnie empatia. Na co dzień wyglądam i ubieram się tak że ludzie raczej schodzą mi z drogi, łysy w skórze motocyklowej, po mimo szerokiego uśmiechu :) Można się czuć przy mnie bezpiecznie. Nie szukam spokoju, kapci i obiadu na stole. Szukam Wariatki, z którą można konie kraść, siedzieć o świcie na plaży w zimie i pić kawę z termosu, tej dla której spacer po parku to przygoda z winem i serem a nie przebieranie nogami, takiej co jak jej motyle będą w brzuchu latały to zwymiotuje tęczą :) Mój wzrost to 175cm bez Konia ( bo jestem rycerzem na białym rumaku), i zajebistość, która niestety trochę waży , ale chudnę i się kurczę. Spokojnie nie boje się wysokich kobiet :) Ja się niczego nie boje :) PS. Uważam że facet powinien mieć większe doświadczenie niż kobieta i odpowiednia różnica wieku to 3 lata, oraz ze względu na to ze nie chciał bym się umówić z własną córką (kobiety maja łatwiej, wiedzą ile maja dzieci, choć nie zawsze z kim) preferuję kontakty z dziewczynami w przedziale wiekowym 28 - 44 lata, nie szukam mamusi . cytując kolegę Leonarda"Jestem taki samotny,Jak palec albo pies,Kocham wiersze StachuryI stary, dobry w życiu nie miałem,Rzucały mnie dziewczyny,Szukam cichego portu,Gdzie okręt mój zawinie”Jeśli dotarłaś tutaj i nie zwymiotowałaś , brawo otrzymujesz dodatkowe punkty mocy1. Odezwij się jak chcesz pogadać, i się spotkać. 2. Mieszkam w Gdańsku i się nie wyprowadzę, więc randka w Parku Oliwskim 3. Jedno pisanie i dzwonimy, ja podaję numer, możesz swój zastrzec, nie jestem stalkerem ( na razie) 4. Będę naciskał na spotkanie, bo tylko w realu można kogoś poznać a ja zyskuje w kontakcie bezpośrednim :) moja skromność wtedy przyćmiewa moje wady :)czytaj więcej
Ref: Jestem taki samotny, jak palec albo pies Kocham wiersze Stachury i stary dobry jazz Szczęścia w życiu nie miałem, rzucały mnie dziewczyny, Szukam cichego portu gdzie okręt mój zawinie 2. Po tych słowach z miłosierdzia Padła już niejedna twierdza I niejedna cnota poszła chyżo w las Ryba bierze na robaki, A panienka na tekst taki,
Hejka! 🙂 Dzisiejszy post jest dla mnie trudny. Ciężko mi przełamywać niektóre bariery, a dzielenie się w Internecie własną, bardzo intymną sztuką od zawsze mnie przerasta. Znudziło mi się robienie zdjęć dziewczynom w plenerze. Nie bawi mnie to, a jeśli już się na to decyduję, to na zupełnie innych zasadach- z większą świadomością. Jednak teraz, jedyne co mnie w stu procentach satysfakcjonuje to fotografia wyłaniająca na pierwszy plan naturalność, intymność… coś czego nie pokazuje się każdemu, a przez to jest takie szczere i niewymuszone. Przez to właśnie pojawia się moja blokada, bo jak coś co jest czyjeś pokazać światu i udostępnić w Internecie? Mimo to w głowie pojawia mi się drugi głos… że przecież tym chcę się zajmować, to jest dla mnie wartościowe i piękne. Jestem fotografem i mam prawo pokazywać szczerość- swoją jak i moich bohaterów. Ubolewam niemiłosiernie nad tym, że nie mogę nigdzie udostępnić moich fotografii z dyplomu (chociaż były w Galerii El, czyli w miejscu, które liczy się aktualnie najbardziej w moim otoczeniu. To ceniona galeria sztuki, nie mogłabym być na nią obojętna)… i tak wszystko mogłoby się ciągnąć. Bo tych nie udostępnię, tych nie pokażę, te schować i najlepiej w Internecie mieć tylko twórczość płytką i bez emocji- bo przecież o nią nie trzeba się martwić i można udostępniać wszystkim. Szanuję moją sztukę, moją pracę i moją pasję. Od pewnego czasu wiem, że robię to dobrze- i dlatego chcę się z Wami nią dzielić. Muszę wymyślić sposób i przełamać swoje bariery, ale obiecuję Wam, że mi się to uda 😀 Często myślę o tej mojej fotografii (to chyba nie jest dziwne) i wiem, że od zawsze moja fotografia miała w sobie więcej szczerości- zawsze była bez makijażu i totalnie zawsze miały być to „znikające” ciuchy- czyli spodnie i zwykłe bluzki. A uwierzcie, że namówienie niektórych dziewczyn na taki krok graniczy z cudem. Do pewnego momentu inspirowałam się po prostu nie tym co trzeba. Krzyczałam głośno, że chcę ukazać dobry kadr, a człowiek jest tylko formą. Nadal często mi się to zdarza- na przykład to zdjęcie w lesie, gdzie Piotr jest totalnie bezosobowy, bo liczy się las i jego ciało, które wspólnie tworzą symbiozę i miło się na to patrz- po prostu. Uważam, że to bardzo dobra fotografia. Jednak żeby dojść do poziomu w którym człowiek może być coś znaczącą formą trzeba przejść długą drogę. Uczyłam się całe życie na swoich błędach, na złych kadrach, na poruszonych zdjęciach, ostrości na drugi plan […] Forma ludzka jest bardzo inspirująca, ale od momentu dyplomu (a może nieco wcześniej) zakochałam się w ludziach. Nie w ich formach, a w ich sercach, środku i ich prawdziwości. Nie znosiłam przez cztery lata wysłuchiwać zdania mojego nauczyciela od malarstwa na temat fotografii. Jaka to ona zakłamana i jak bardzo nie jest sztuką. Gówno prawda! Oczywiście- można przechylić głowę pod odpowiednim kontem, zrobić zdjęcie w dobrym świetle, przy odpowiednim uniesieniu ręki- ale nie mieszajmy selfie do artystycznej fotografii. Świadomą fotografią też można kłamać… ale zadajmy sobie pytanie: czym nie można?! Mi się odechciało kłamać… To powoduje, że swój aparat to celów „ciut głębszych” wyjmuję już sporadycznie, ale tak sobie myślę, że nawet jeśli mają być to dwa duże projekty rocznie (tak jak teraz) to mi to wystarcza. Czuję się po prostu spełniona. Wiem, że to ma sens. Wiem, że to się liczy. I nie mówię teraz o tym, że już nigdy z nikim nie wyjdę w plener i nie zrobię mu portretów- zrobię! Ale będą tak mocne, że nie będzie można oderwać wzroku od każdego kadru! Aktualnie przepadłam w fotografii ludzi w ich własnych domach. Miałam ten komfort podczas dyplomu, gdzie pięć Kobiet zaprosiło mnie do siebie i mogłam poznać je lepiej. Bez krzaków, które zawsze mnie kuszą i bez zbędnych otoczek. W bałaganie, w porządku- konkretnie w tym, w czym chciały mnie przywitać, a czasami nawet sobie nie zdajemy sprawy ile to „przywitanie” mówi o człowieku… bo nawet jeśli utarte jest w nas, że zawsze trzeba posprzątać, to nigdy nie jest to ten sam efekt i nasilenie 😉 Poszłam za ciosem… a może inaczej- wreszcie zdecydowałam się zrobić krok, o którym marzyłam od kilu lat. Najpierw miałam problem ze starym aparatem, a wiedziałam, że miejsce, w którym się znajdę będzie problematyczne pod względem światła, później bałam się siebie samej- tego, że nie podołam… bo w głowie już rodziły mi się wizje czego to ja nie zrobię i jakie to nie będzie świetne. Tak to już ze mną jest. W końcu się zmotywowałam i zrobiłam coś dla mnie, dla całej mojej rodziny, ważnego. I uchylę Wam dosłownie rąbek tajemnicy 🙂 Tadeusz. Samotny człowiek pies. To zbiór fotografii reporterskiej mężczyzny w jego własnym domu. Prawie dziewięćdziesięcioletni nauczyciel fizyki i pracownik zakładu Zamech w Elblągu. W swoim całym życiu na zwolnieniu był zaledwie kilka dni. Przez większość swojego życia był zdrowy jak koń i pozazdrościć mógł mu tego nie jeden nastolatek. Ma dwóch synów. Najstarszy dostał Jego imię, bo tak należy. Ma psa- Kubę… i każdy poprzedni również był Kuba. Jego żona zmarła dziewiętnaście lat temu i od tego momentu żyje w swoim mieszkaniu w pojedynkę… z psem. Pobudka chwilkę po szóstej, ćwiczenia, spacer z psem, cztery kanapki na śniadanie + kakao. Nie lubi słodyczy, ale słodzi herbatę dwoma łyżeczkami cukru i pije tylko Muszynę, bo podobno jest najzdrowsza. Miłośnik rozwiązywania krzyżówek i czytania (o zgrozo!) Faktu. Przeżył Sybir i nienawidzi pieczarek. Mam tak samo na nazwisko jak On. Jestem Jego wnuczką i jestem z tego szalenie dumna. Jest moim Dziadkiem, a co za tym idzie- Bohaterem. Chciałam pokazać go na fotografiach już dawno, ale dziewięćdziesiąt lat to nie przelewki. Trafiłam na czas, kiedy jest bardzo źle, ale udało się. Na zdjęciach widzę jego prawdziwego. Czasami nawet tego, którym był jeszcze kilka lat temu. Spędziłam z nim cały dzień. Był to dzień pochmurny i dosyć senny dla każdego… dla Niego bardzo. Przespał połowę mojego pobytu. Trochę się wkurzałam, że zaledwie na 1/3 zdjęć ma otwarte oczy, ale cóż poradzić? Postanowiłam z aparatem przyjść jeszcze nie raz. Przyszłam. Był w dużo lepszej formie… zaczęłam ustawiać go w miejscach, które moja dziecięca pamięć tak dobrze zapamiętała- w kuchni (robiącego frytki!), w przedpokoju witającego nas uściskiem dłoni (żadnych przytulańców!), czy w oknie machającego na pożegnanie. Byłam z tych zdjęć szalenie dumna- były takie jak chciałam i wiecie co? Ta właśnie karta gdzieś przepadła i po wielu dniach smutku zdałam sobie sprawę, że to dobrze. Miało być szczerze, miało być prawdziwie- i ten pierwszy dzień właśnie taki był. Najwidoczniej tyle wystarczyło. Nie wiem czy dobrze, ale zawsze wierzę, że nad tą moją twórczością trzyma solidną ojcowską rękę Bóg i czasami tym swoim „przypadkiem” pomaga mi stwierdzić co jest dobre, a co złe. Stąd na przykład wiem, że akty Kobiet na moim dyplomie były baaaaardzo dobre! 🙂 Fotografie chciałam wywołać i skleić swoją własną książkę, ale zdecydowałam się na profesjonalne złożenie i wydrukowanie przez firmę. Postanowiłam, że będzie to mały rozmiar, bo dzięki niemu utrzymam to wszystko w formie jedynie lekkiego zaglądania przez dziurkę od klucza, a nie dostrzegania każdego szczegółu. Fotoksiążka rzeczywiście jest baaaardzo malutka, bo ma zaledwie 12 cm x 12 cm, ale tyle jej właśnie z powodzeniem wystarcza! <3 Zdecydowałam się również, że na pierwszej stronie będzie grafika z napisanym tytułem i autorem zdjęć oraz rokiem. Jest piętnaście grubych kartek i postanowiłam zagospodarować je jedynie z prawej strony po jednym dużym zdjęciu, co nadaje lekkości i sprawia, że nic wokoło nie ma prawa rozpraszać konkretnej fotografii. Miałam nadzieję, że w niektórych miejscach lewa strona będzie do zapisania przez mojego Dziadka na przykład przepisu na najlepsze ruskie pierogi, ale papier, chociaż do fotografii okazał się bardzo dobry, to jednak do napisania czegokolwiek niekoniecznie- przynajmniej tak mi się wydaje na oko, więc nie będę próbowała, bo boję się, że ją zniszczę 🙂 Jaki jest efekt? Taki, że własnoręczną książkę z fotografiami zrobię przy innej okazji 😛 Książkę zamawiałam z Saal-digital na zasadzie współpracy barterowej. Buziaki! :*
REF: Jestem taki samotny jak palec albo pies, hGDA Kocham wiersze Stachury i stary dobry jazz, CGD Szczęścia w życiu nie miałem, rzucały mnie dziewczyny, hGDA Szukam cichego portu, gdzie okręt mój zawinie. CGD Po tych słowach z miłosierdzia padła już niejedna twierdza I niejedna cnota poszła w las
Są różne rodzaje samotności. Jest samotność w tłumie, w nieudanym związku, w rodzinie. Jest samotność mentalna, gdy nie znaleźliśmy swojego plemienia i siedzimy w wytartych kapciach na kanapie z osobami, która nas nie rozumieją, ale nie zmieniamy kanapy, bo razem jest raźniej. Tak fizycznie raźniej, nawet jeśli nie psychicznie. Jest samotność gdzieś na końcu świata, gdy naprawdę nie mamy dookoła śladu człowieka. Jest też samotność taka najbardziej realna, która teraz jest niemodna. „Jestem sama, ale nie samotna”. „Jaka samotna? Jestem singielką.” Samotność brzmi dramatycznie jak przyznanie się do porażki. Może dlatego tak bardzo mnie rusza, gdy ktoś mówi: – Jestem samotny. Źródło: Unsplash, Autor: Dustin Scarpatti Świadomie użyłam męskiej końcówki. Z moich obserwacji wynika, że dziewczyny o wiele lepiej radzą sobie z samotnością. W ich wykonaniu to bardziej wygląda jak na planie „Seksu w wielkim mieście”, nawet gdy w przypadku Szwajcarii jest to miasteczko lub wieś i rano po fakcie kioskarka klepie nas znacząco po ramieniu i częstuje fajkiem. Polskie dziewczyny mają tu dobrą markę, więc pozostają długo samotne, tylko i wyłącznie wtedy, gdy wybierają, przebierają i mają bardzo specyficzne wymagania. Mężczyźni? No cóż. Tu już jest trochę inaczej. – Czyli jesteś singlem? – dopytuję się jeszcze tak dla porządku, gdy słyszę takie dramatyczne wyznanie. – Tak, jestem singlem / jestem rozwiedziony – brzmi odpowiedź – ale „jestem samotny” lepiej oddaje mój stan. Widzisz, dobija mnie kompletnie wracanie do pustego, ciemnego mieszkania. Weekendów nie cierpię, gdy jest zła pogoda. Gdy jest ładnie, całe dnie jeżdżę na rowerze / wspinam się / latam paralotnią / chodzę po górach / żegluję. Gdy jest brzydko, nie wstaję z łóżka. Tutaj budzi się we mnie zwykle załatwiacz cudzych problemów. Nie masz pracy? Tu są strony z ogłoszeniami. Pracodawca cię oszukał? Możesz zrobić to i to. Jesteś samotny?…. Ech… A Tinder? Portale randkowe? Kółka zainteresowań? Imprezy? Powoli zaczynam sobie zdawać sprawę z tego jednak, że podczas gdy to są świetnie rady w przypadku kobiet, w przypadku mężczyzn nie jest to takie oczywiste. Weźmy pod uwagę najpierw chociażby portale randkowe. Nie wiedzieć czemu w Szwajcarii jest olbrzymia dysproporcja między ilością kobiet a mężczyzn na tychże. Dysproporcja, która właściwie nie wiadomo, skąd się wzięła. Przecież nie ma znaczącej różnicy między ilością panien i kawalerów w Szwajcarii. Dlaczego więc dziewczyny tak niechętnie korzystają z wirtualnych pomocy do znalezienia partnera? Polacy stają więc w szranki z nie tylko z nieproporcjonalnie większą ilością mężczyzn, ale także nierzadko z mężczyznami o wyższym statusie społecznym – Szwajcarami czy ekspatami. Wiem, poruszony przeze mnie temat jest co najmniej kontrowersyjny i odnosi się do stereotypów, że kobiety wybierają mężczyzn, którzy im imponują. Jak jednak mają dokonać wstępnej selekcji, skoro profile w aplikacjach randkowych zawierają zdjęcia i zaledwie kilka słów o kandydacie – słów, w których trudno zawrzeć to, kim tak naprawdę jesteśmy? Portale sprzyjają płytkim kontaktom i wzmacniają stereotypowe podejmowanie decyzji o partnerze. Tam zawsze bankier będzie stał wyżej od kierowcy, i to nic, że bankier w czasie wolnym uprawia hazard, a kierowca jest muzykiem… Skoro więc nie aplikacje randkowe, to może kluby, spotkania na żywo? To faktycznie może działać, jeśli jest się duszą towarzystwa. Zbyt często rozmawiam jednak z ludźmi, którzy nie lubią imprez, źle się czują wśród nieznajomych, ale mimo to w Szwajcarii uczestniczą w całej gamie wydarzeń, na które w Polsce nawet nie zwróciliby uwagi. Kolejny samotny wieczór w domu wydaje im się trudniejszy niż kilka godzin sztucznych uśmiechów. Mam wrażenie, że dziewczyny mają łatwiej nie tylko pod względem dostępności męskiego towarzystwa, ale również koleżanek. Chociażby na takim polonijnym facebooku w Szwajcarii w bród grup matek, pięknych, feministek, szyjących, przedsiębiorczych, wymieniających się ubraniami, kobiet sukcesu. Nie trzeba tak mocno szukać, żeby znaleźć bratnie dusze dopasowane intelektualnie, artystycznie, światopoglądowo… Kluby oparte na wspólnych zainteresowaniach tylko dla mężczyzn? Nie znam, ale jeśli istnieją, jestem w stanie sobie wyobrazić jakie wzbudzają emocje i zarzuty o dyskryminację. Grupy koedukacyjne skupiające osoby o podobnych zainteresowaniach są za to o wiele mniej aktywne towarzysko i otwarte niż te wyłącznie kobiece. Trudno jest być samotnym mężczyzną na emigracji. Znam dwóch takich, którzy postanowili do sprawy podejść niestandardowo, zapoznali Polki w Polsce i potem je sobie wyeksportowali do Szwajcarii. Ale to nie jest zawsze skuteczne. Jednemu z nich się udało i po dziś dzień żyją sobie szczęśliwie jak dwie ptaszynki. Drugi został sam jak palec albo pies. – Mam tego dosyć. Wracam do Polski. Żadne pieniądze ze Szwajcarii nie są tego warte. – (…) Nie wiem, co na to odpowiedzieć. Być może w Polsce naprawdę byłoby łatwiej? Zdaję sobie sprawę z tego, że mogę nie mieć racji. W końcu ilu ludzi, tyle historii. Znam kilka par Polaków ze Szwajcarkami i ekspatkami. Znam związki poznane przez Tinder. Znam kilku stałych bywalców burdeli, którzy twierdzą, że bliskość sobie już dawno odpuścili. Znam też kilka Polek, które były same w Szwajcarii przez kilka dobrych lat i nie znalazły nikogo, mimo aktywnych poszukiwań. Dlatego bardzo interesują mnie Wasze doświadczenia. Samotny na emigracji? Singiel na emigracji? Jak to jest, gdy w domu nie czeka na Was druga połówka, dzieci i pies?
BOaKY. 74 316 221 92 406 73 264 485 453
jestem taki samotny jak palec albo pies